Szkielet bez duszy
Tam gdzie róża powinna rozkwitać,
tam szkło powbijane jest po bólu cień.
Serce, jak bezużyteczny papier, zaczęli podcinać.
Wywołali przez to serię istnych cierpień.
Toczy się kopnięta szklana kula,
czy to jej magii nie zaszkodzi?
Rozwija się śmiertelna burza,
tam gdzie myśli powinny uśmiechać się przypadkowi.
Tam gdzie człowiek powinien być szczęśliwy,
jest szkielet bez duszy wcielony.
Mała dziewczynka
Słońce odbija się w gałęzi cieniu
chyba mała dziewczynka siedzi na drzewa korzeniu
Kwiaty budzą swe rumiane płatki
gdy ona dotyka go to jest gładki
Pąki róż zaczynają kiełkować
ewidentnie chcą się pomalować
Drzewa rumienieją oliwkowymi liśćmi
dziki witają się z młodymi braćmi
Sowy hukają czy dzień czy noc
jeże odkrywają swój brunatny koc
Niebo lśni w różnych kolorach
bardzo piękna wydaje się kora
Trawa mruczy coś swą trawiastą barwą,
lisy przypatrują się małym leśniczym chatkom.
Słońce odbija się w gałęzi cieniu
chyba mała dziewczynka siedzi na drzewa korzeniu
Dziewczynka rozgląda się w tę i we w tę
w zielonej sukience w tulipany rozwinięte
Rozpoznają ją drzewa krzaki zwierzęta
myślą: słodziutka jest ta maleńka
A dziewczynka wiosną się okazała
i szczęśliwie w wiosnę dorastała
Krwista śmierć
Rzeka wokół krwista jak bijące serce,
Kapie w dół jak mrożące deszcze.
Pajęczyna wystrugana z oczu,
Wisi nad ciałem mroku.
Wczoraj, jutro, później czy teraz
To wszystko jest bez znaczenia.
Dryfuję pomiędzy życiem a śmiercią,
ale to ja jestem mordercą.
Tkwię w obłokach, gdzieś w chmurach,
jedynie kropla ciemności mnie utula.
Razem z czarnym przeznaczeniem,
na siebie wytyczam wniosek z oskarżeniem.
Wodospad czerwieni się wylewa,
Łzy me są jak ulewa.
Rzeka wokół krwista jak bijące serce,
Linie są bolesne.
Cholerny ty
Gdziekolwiek pójdę czuję przy sobie ciebie.
Twoje włosy.
Twoje spojrzenie.
Twoją cholerną osobowość, jednocześnie.
Cokolwiek robię czuję ciebie przy sobie.
Twój uśmiech.
Twoje łzy.
Twoje cholerne objęcia cudowne.
O czymkolwiek myślę czuję przy sobie ciebie.
Twój śmiech.
Twój głos.
Kocham cię cholernie.
Marzenia
Zamykam oczy i żyje w marzeniach.
Nie muszę już myśleć o nieprzyjemnych zdarzeniach.
Nie muszę myśleć o niemiłych spojrzeniach.
Ani o irytujących szkolnych ocenach.
Mogę być każdym we śnie.
Mogę malować pejzaży baśnie.
Mogę niebieskie lub żółte jeść wiśnie.
Mogę ubierać się w różne spódnice i skośnie.
Otwieram oczy i znów rzeczywistość nastaje.
Nie mogę już malować o gadającym baranie.
Nie mogę jeść wiśni oparta o ścianę.
Ani ubrania kolorowe nie są takie tanie.
Muszę znowu myśleć o nieprzyjemnych zdarzeniach.
Muszę myśleć o niemiłych spojrzeniach.
Muszę nawet o irytujących szkolnych ocenach.
Codziennie żyję w nowych marzeniach.